22 października, 2024
AktualnościPomoc

Po pożarze nie mogą wrócić do domu. Potrzebna jest pomoc!

W nocy z piątku na sobotę w Czempiniu przy ul. Długiej wybuchł pożar pomieszczenia gospodarczego. Ogień przeniósł się na dom wielorodzinny. Mieszkańcy musieli opuścić budynek i na razie nie mogą do niego wrócić. Udało nam się z nimi porozmawiać o tamtych wydarzeniach.

Jest noc. Piątek zmienił się już w sobotę. Na niebie świeci księżyc w pełni. W mieszkaniu na piętrze domu wielorodzinnego w Czempiniu przy ul. Długiej pani Ewelina ogląda film, horror, bo uwielbia horrory, a nie może spać, pewnie z powodu pełni. Dwójka dzieci śpi, ale jej piesek jest bardzo niespokojny. Postanawia go wypuścić na dwór, bo może po prostu musi się załatwić. Drzwi na dole przeważnie są uchylone, więc pies może bez problemu wychodzić, ale pani Ewelina postanawia zejść i sprawdzić, czy przypadkiem ktoś ich nie przymknął. – Zeszłam, otworzyłam drzwi i już weszłam na schody, by wrócić do domu, ale usłyszałam jakiś dziwny dźwięk, jakby coś kapało albo pękało. Postanowiłam wyjść na podwórko i się rozejrzeć. Spojrzałam w stronę szopki, a tam ogień, wyglądało to jak wielkie ognisko – opowiada.

Pani Ewelina zareagowała tak, jakby pewnie zareagował każdy. – Ku*wa palimy się! – krzyknęła. – Szybko obudziłam ojca, a potem sąsiadów na dole. Cud, że oni mieli drzwi otwarte, bo zawsze na noc się zamykają, a gdy się puka do nich, to nie słychać. Gdy weszłam na górę to płomienie sięgały już do mojego okna, tak szybko się rozprzestrzeniał. Akurat pękło okno, więc za dużo się nie zastanawiałam, żeby coś wziąć, tylko szybko z koleżanką z dołu wzięłyśmy dzieci, wyszłyśmy na dwór i zadzwoniliśmy po straż pożarną – relacjonuje. Potem pozostało im tylko patrzeć, jak ogień zajmuje dach i niszczy ich przyszłość. Większość zaspana, część z nich na boso. Panowie Maciej i Krzysztof, którzy mieszkali na dole już bowiem spali, a pani Ewelina wyrzuciła ich po prostu z łóżek. Początkowo nie chcieli nawet uwierzyć i myśleli, że ta sobie po prostu z nich żartuje.

Zgłoszenie o pożarze strażacy otrzymali około godziny 1.30. Na miejsce zadysponowano strażaków z Kościana, Czempinia, Słonina i Głuchowa. – Po dojeździe na miejsce okazało się, że pali się budynek gospodarczy z drewnem, ale ogień przeniósł się na budynek mieszkalny wielorodzinny. Zapalił się dach tego budynku, zniszczeniu uległy okna jednego z mieszkań. Potrzebna była ewakuacja mieszkańców budynku. Najważniejsze jednak, że nikt nie odniósł obrażeń – informuje Dawid Kryś, oficer prasowy kościańskiej straży. W domu zostały też zwierzęta, co bardzo przeżywały dzieci, ale strażacy weszli do mieszkania i je uratowali. Po ugaszeniu ognia pozwolili też zabrać mieszkańcom najpotrzebniejsze rzeczy, ale niestety mieszkanie, w którym mieszkała pani Ewelina, było już zalane. Woda kapała z sufitu. Potem jeszcze w dachu pojawiła się ogromna dziura. Dom nie nadawał się do powrotu.

Mieszkańcy budynku cieszą się jednak, że żyją. Nie wiadomo bowiem, co by było gdyby wszyscy już spali, gdyby pies nie był niespokojny, gdyby pani Ewelina nie poszła sprawdzić, czy drzwi są uchylone, gdyby panowie Maciej i Krzysztof też mieli zamknięte drzwi. Pożar rozwijał się bowiem szybko.

Szybka pomoc

Jest noc. Piątek zmienił się już w sobotę. Na niebie świeci księżyc w pełni. Pani Marcelina jest już w łóżku. Śpi, ale niespokojnie, pewnie z powodu pełni. Usłyszała jakiś huk. Wyjrzała przez okno i zobaczyła łunę ognia. Napisała do koleżanki, która mieszka bliżej tego miejsca, czy widzi, gdzie się pali. Ta odpisała, że pali się na ulicy Długiej. – Na Długiej mieszka Ewelina, napisałam więc do niej, czy widzi, co się pali i dodałam, że mam nadzieję, że nie u niej. Ewelina odpisała, że to u nich. Pobiegłam do mamy i powiedziałam, jaka jest sytuacja – opowiada pani Marcelina. Wraz z mamą, panią Natalią, uszykowały łóżko dla koleżanki i jej dzieci, bo wiedziały, że ta na pewno do swojego mieszkania tej nocy już nie wróci. Potem poszła na miejsce pożaru. Okazało się, że sąsiedzi też nie mają się gdzie podziać, więc zabrała ich ze sobą. W sumie kobiety przyjęły pod swój dach aż 6 osób. – Przyszła po prostu z kocami i powiedziała, idziesz ze mną do domu i nie ma gadania – wspomina pani Ewelina. Dwie pozostałe osoby z tego budynku znalazły miejsce gdzie indziej.

Na miejscu pojawił się też burmistrz Czempinia. W nocy zaproponowano poszkodowanym nocleg, ale woleli skorzystać z gościny pani Marceliny i jej mamy. Pomoc społeczna pojawiła się po południu. Szybką zbiórkę najpotrzebniejszych rzeczy zorganizowała też Katarzyna Kaźmierczak z grupy Pomagacze. Udało się uzbierać trochę ubrań i żywności. Pomogły też inne osoby. O kolejnych potrzebach informować będzie właśnie pani Katarzyna, bo są z nią w stałym kontakcie. – Od początku deklarowaliśmy zakwaterowanie wszystkim pogorzelcom. Zebraliśmy też kontakty i skontaktowaliśmy się przez Ośrodek Pomocy Społecznej z poszkodowanymi, by zapewnić im najpotrzebniejsze rzeczy. Zaproponowaliśmy też pomoc psychologiczną. Zabezpieczymy też koszty pobytu u pani Marceliny. Wszystko dzieje się na bieżąco, staramy się, by ta pomoc była jak najbardziej skoordynowana – mówi burmistrz Malicki.

Co dalej?

Nasi rozmówcy, pani Ewelina i panowie Maciej i Krzysztof, na to pytanie odpowiedzieć nie potrafią. Bezradnie rozkładają ręce. Na razie mieszkają u pani Marceliny i pani Natalii, ale w końcu przecież będą musieli znaleźć jakieś inne miejsce do zamieszkania. To, czy uda im się wrócić do mieszkań przy ul. Długiej jest wielką niewiadomą. Nie są ich właścicielami i nie wiadomo na razie, jaka będzie decyzja właścicielki budynku. Będzie się on bowiem nadawał do zamieszkania dopiero po generalnym remoncie, a jak wiadomo, ten będzie bardzo kosztowny i potrwa długo. Przede wszystkim trzeba naprawić dach, bo pojawiła się w nim ogromna dziura. Większość rzeczy jest też zalana.

Mieszkańcy tego budynku słyszeli nawet, że podobno pojawiają się propozycje jego całkowitego zburzenia. Na ile jest to realne nie wiedzą. Kontakt z właścicielką jest utrudniony, więc na razie trwają w zawieszeniu. Rozmawialiśmy z nimi jednak w niedzielę, być może w ciągu tygodnia dowiedzą się coś więcej. Na razie wciąż żyli wydarzeniami z nocy z piątku na sobotę. – Nie mieliśmy nawet jeszcze czasu usiąść i o tym wszystkim pomyśleć. Na pewno jesteśmy załamani. Co dalej? Nie wiem – dodaje pani Ewelina.

Przyczyny pożaru nadal pozostają nieznane. Ogień pojawił się najpierw w budynku gospodarczym, szopce, w której składowano drewno. Nie było tam jednak żadnej instalacji elektrycznej, ani rzeczy, które mogłyby spowodować pożar.

W poniedziałek założono zbiórkę dla poszkodowanych w pożarze. Pomóc można poprzez wpłaty na https://pomagam.pl/6mw4n8

Tekst: Piotr Pewiński/eKościan.eu



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *