19 kwietnia, 2024
AktualnościNa sygnalePomoc

Potrzebna pomoc! Pani Józefa straciła wszystko – męża, dorobek i mieszkanie!

W przeddzień wigilii Bożego Narodzenia w Borowie doszło do tragicznego pożaru. Zginął w nim 84-letni pan Zenon. Jego żona, Józefa, trafiła do szpitala. Kobieta straciła wszystko – męża, mieszkanie, cały dobytek życia. Potrzebna jest więc pomoc!

Jest czwartek, 23 grudnia, dzień przed wigilią Bożego Narodzenia. Zbliża się poranek. Przygotowań do świąt przed panią Martą jeszcze sporo, ale śpi spokojnie, bo wie, że zbliżającego się dnia do pracy nie idzie. Zamierza odwiedzić dziadków, panią Józefę i pana Zenona, którzy mieszkają w Borowie, i którymi się opiekuje. Dziadek dzień wcześniej miał imieniny, w lodówce czeka więc na nią kawałek tortu.

Dzwoni telefon, ale pani Marta go nie słyszy. Budzi ją w końcu mąż, który jedzie do pracy. Rzuca tylko: “Dziadki się palą”. – Narzuciłam szybko coś na siebie i natychmiast wsiadłam do samochodu. Mąż nic więcej nie powiedział, chyba już znał sytuację na miejscu, ale nic nie zdradził. Przeczuwałam, że stało się coś okropnego. Modliłam się przez niemal całą drogę do Borowa – opowiada pani Marta. Po dotarciu na miejsce sytuacja ją przeraziła. Błyskające światła wozów strażackich, tłum ludzi, swąd spalenizny i zamieszanie. Tam dotarła do niej straszna prawda. Dziadek nie żyje, babcia trafiła do szpitala.

Na miejscu

Miejsce tragicznego zdarzenia odwiedziliśmy z panią Martą w drugi dzień świąt. W drodze z Kościana do Borowa kobieta opowiada o dziadku i babci, o ich niełatwym życiu, problemach, które dotknęły rodzinę, ale też o wesołych wspomnieniach. Jej dziadek był murarzem, dumnym ze swoich dzieł, sporo osób w Czempiniu i okolicach dobrze go znało. Mimo ponad 80 lat co tydzień jeździł na cmentarz w Czempiniu odwiedzić grób swojej matki. Opowiada o remontach, które ostatnio wykonano w mieszkaniu dziadków, o planach kolejnych remontów, ostatnich odwiedzinach.

Podjeżdżając pod blok, w którym mieszkali widać pierwsze skutki tragicznego pożaru. Okna zasłonięte są płytami. Po wejściu na klatkę schodową w oczy rzucają się brudne od dymu ściany. Pani Marta przekręca klucz w drzwiach i otwiera drzwi. Widok przeraża. W środku jest ciemno, a wrażenie pogłębiają okopcone i spalone ściany w przedpokoju oraz drzwi do pokojów. Co ciekawe jeden pokój wyszedł z pożaru bez większego szwanku. Szczelnie zamknięte drzwi uchroniły go od ognia, ale od nieprzyjemnego swądu już nie. W środku, na podłodze, widzimy nowe drzwi, które na dniach miały zostać zamontowane zamiast starych.

Wszystko przez instalację elektryczną

Reszta domu wygląda jednak tragicznie. Niedawno wyremontowana łazienka jest czarna od sadzy. Pokój, w którym spali dziadkowie pani Marty całkowicie spalony i pusty. Widać goły mur odsłonięty w miejscu, gdzie tynk odpadł do ściany. Widać ślady po nieszczęsnej instalacji elektrycznej. – Biegły ustalił, że przyczyną pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej w kontakcie, który znajdował się za meblościanką – wyjaśnia pani Marta. Pożar rozwinął się błyskawicznie i spowodował ogromne zadymienie. Gdy mieszkańcy obudzili się, najprawdopodobniej niewiele, jeśli w ogóle cokolwiek, widzieli. Zapewne byli już też podtruci dymem. Babcia pani Marty dotarła do kuchni.

Kuchnia wygląda podobnie jak reszta domu. Okopcone ściany, swąd spalenizny, spalony sufit. Na szafce stoi jednak jeszcze torba z prezentem imieninowym pana Zenona, w lodówce resztka imieninowego tortu. Nie wiadomo, czy pani Józefa udała się do kuchni po klucz do drzwi wejściowych, czy zmierzała do okna. – Babcię znaleziono właśnie w kuchennym oknie, przewieszoną przez parapet. Ślady na ścianach pokazują, że dziadek też szukał drogi ucieczki przez kuchnię – zaznacza pani Marta. Niestety do okna już nie dotarł. Gdy znaleźli go strażacy, przy wejściu do kuchni, nie można już mu było pomóc.

Wychodzimy na dwór. Krząta się tam sąsiad mieszkający nad spalonym mieszkaniem. Wyrzuca rzeczy, które też ucierpiały z powodu pożaru. Jak opowiada, w jego mieszkaniu nic nie wskazywało na to, że pod spodem szaleje pożar. Gdy się zorientował nie zdołał już uciec z powodu gęstego dymu. Ochronił tylko swoje dzieci i wspólnie czekali na pomoc. Ta na szczęście nadeszła dość szybko.

Zamiast świąt wybór trumny

Babcia pani Marty trafiła do szpitala. Jej życiu na szczęście nic nie zagraża, ale skutki pożaru będzie odczuwać na pewno długo. – Babcia chyba nie zdaje sobie sprawy z rozmiarów zniszczeń, a nie ocalało praktycznie nic. Nie wezmę jej jednak na miejsce, bo pękło by jej serce. W końcu mieszkali tam z dziadkiem od 45 lat. 61 lat byli małżeństwem. Byli z tego bardzo dumni – opowiada ich wnuczka.

Pani Józefa została bez mieszkania, bez ubrań, bez rzeczy codziennego użytku, bez męża. Ze szpitala trafiła do swojej córki, która jednak choruje. Głównie sprawami związanymi z pożarem i pogrzebem zajmuje się więc pani Marta. W wigilię Bożego Narodzenia zamiast szykować wieczerzę i cieszyć się wspólnie spędzonym z rodziną czasem wybierała trumnę. Świąteczna kolacja przebiegała w smutnej atmosferze. Po świętach czekają ją sprawy urzędowe, opróżnianie spalonego mieszkania, załatwianie najpilniejszych rzeczy potrzebnych jej babci. Jest twarda i wie, że da radę.

Koszty będą ogromne. Potrzebna pomoc!

Gorzej jednak z remontem mieszkania, bo patrząc na rozmiar szkód koszty będą ogromne. Sam niedawny remont łazienki pochłonął około 20 tysięcy złotych, a co dopiero całego mieszkania. Przetrwały bowiem tak naprawdę tylko mury.  Dlatego też postanowiła założyć zrzutkę. – Potrzeby są ogromne. Trzeba wyremontować praktycznie wszystko. Skuć ściany do cegieł, wykonać nowe instalacje. Potrzebne będą meble, sprzęty, babcia nie ma nawet butów. W środę mamy pogrzeb, a babcia nie ma żadnych ubrań. Potrzebne będą czarne rzeczy w rozmiarze L, ale większe też dopasujemy, bo nie mamy praktycznie nic – wymienia pani Marta.

Pomóc można przede wszystkim poprzez zrzutkę: https://zrzutka.pl/jvx327. Wstępnie założono ją na kwotę 20 tysięcy złotych, ale wiadomo, że potrzeba będzie co najmniej kilka razy więcej. W przypadku chęci przekazania innych rzeczy, czy innych form pomocy można kontaktować się z panią Martą Konieczną, władzami gminy Czempiń, lub z naszą redakcją.
Foto/Tekst: Piotr Pewiński/eKościan.eu